Polska > Kluby > Łódź > Mowy > Warych 17 | System TeTa |
Zastanawiałem się ostatnio o drzemiących w ludziach instynktach. Tych pierwotnych, złych, grzesznych, które wychodzą z nas czasami przypadkiem. Nie niepokojone nie ujrzą światła dziennego, ale zawsze znajdzie się okazja, żeby ta część nas wymsknęła się na wolność. I trochę pohulała. Pomyślałem o sobie. Że pewne rzeczy nie przystają do innych. Że nie stanowię całości konsekwentnej i skończonej. Ja, który najlepiej wiem jaki jestem, na co mnie stać i jak się zachowam. Ten drugi Piotrek co jakiś czas w pewnym stopniu mnie zadziwia. Nie, żeby przerażał. Ale skłania do refleksji. Na ogół jestem spokojnym facetem ceniącym rodzinę. Przywiązanym do tradycyjnych wartości. Przeszedłem jako nastolatek fazę buntu. Wyszumiałem się kiedy był na to czas. Z wiekiem moje radykalne poglądy wygładziły się i teraz na wiele pytań nie znam odpowiedzi. A jeszcze 10 lat wstecz miałem jasno sprecyzowane zdanie na każdy temat. Ale wiadomo - młodzieńczy bunt sprzyja zdecydowanym poglądom. Dorosłem, znalazłem pracę, założyłem rodzinę. I dobrze mi z tym. Mam zainteresowania, odskocznię od życia zawodowo-rodzinnego. Nie nudzę się sam ze sobą. Ludzie, którzy mnie znają mówią o mnie mniej więcej tak: Budzi zaufanie, spokojny inteligentny, ciekawy facet. Dlaczego więc ten gość, którego tak dobrze znam i inni też go dobrze znają. Ten facet przez z górą pół roku siedział przy grze komputerowej. Siedział dzień i siedział nocami. Wlepiał wzrok w ekran i przechodził do następnego etapu. Dlaczego Piotrek Warych czynił w wirtualnej przestrzeni rzeczy, które nie pociągają go w żaden sposób w realnym świecie. A może Piotrkowi tylko tak się wydaje? Czemu tak się rozwodzę, ktoś by powiedział, nad jakąś tam grą. Bo to nie była gra w karty, ani wyścigi samochodowe. Nie były to też walki robotów ani zwykła strzelanka. Istotą gry, streszczając się, była eliminacja przeciwników w drodze do celu. Celem było przeważnie wyeliminowanie kluczowej osoby. Szefa. Grę można było przejść na wiele sposobów. W większości przypadków wystarczał spryt i inteligencja, nie zabijanie. Zauważyłem, że ja czerpię przyjemność z określonego zachowania. Strzelałem w tył głowy z pistoletu z tłumikiem, zanim ten ktoś wyjął broń. Dusiłem struną od fortepianu zachodząc ofiarę od tyłu. Zabijałem postacie, których nie trzeba było zabijać, żeby przejść pomyślnie etap - gości w hotelu, boi hotelowych, recepcjonistów, kobiety. Ściągałem ubranie z zabitych. Dziurawiłem ciała. Jak się nad tym głębiej zastanowić było w tym coś niepokojącego. Kiedyś żona widząc jedną ze scen zapytała, czemu właściwie rozbieram ofiary. Nie umiałem odpowiedzieć. Przez ponad pół roku zabijałem w wyjątkowo okrutny, czasem perfidny sposób. I ciągle wracałem do moich ulubionych plansz. A tam po prostu raj - następni gotowi dostać kulki w głowę. I jeszcze raz, i jeszcze raz od początku. To był taki mój wieczorny relaks, odprężenie. Nie chcę używać słowa odreagowanie, bo nie wiem po czym. Zawsze były emocje. I zawsze celebrowałem ten wieczór. Kawa, odpalenie komputera, a później już tylko gra. I tak to trwało. A później jakby nożem uciął. Przejadło mi się. Zacząłem latać samolotami cywilnymi. Ani jednego strzału. Latam tak już kilka miesięcy i ani razu nie posłałem nikomu kulki w tył głowy. A teraz będę miał jeszcze grę w której buduje się i zarządza portem lotniczym. Nie bardzo to wszystko pojmuję. Skąd ta zmiana? Właściwie to nic z tego nie rozumiem. Może tylko tyle, że gra jest grą, a życie jest życiem. I to i to rządzi się zupełnie innymi regułami. Ale to nie daje odpowiedzi. Dlaczego mi się tak podobało. W sumie to nie chcę znać odpowiedzi. Chociaż z drugiej strony bardzo mnie to ciekawi.
|
TeTa > Polska > Kluby > Łódź > Mowy > Warych 17 | Tadeusz Niwiński, Canada, 2003-02-04 |