Tadeusz Niwinski, JA
Rozdział 3

Świadomość

Świadomość - dla tych organizmów, które ją posiadają - jest podstawowym narzędziem przetrwania.

Ayn Rand, The Objectivist Ethics

Gdyby jacyś kosmici obserwowali Ziemię, mogłoby im się wydać dziwne, że istota tak wątła, jak człowiek - bez dzioba, kłów, kopyt i pazurów - panuje nad wszystkimi pozostałymi "dobrze przygotowanymi do życia" istotami na naszej planecie. Skąd bierze tę magiczną moc?

Przyjrzyjmy się bliżej świadomości człowieka, temu co różni go od zwierząt. Świadomość jest darem, z którym człowiek się rodzi, ale stopień, w jakim ten dar używa, zależy tylko od niego. Budzenie się świadomości różnie przebiega u różnych ludzi, ale jak powiedział C.G.Jung "Świadomość nigdy nie rodzi się bez bólu". Chciałbym spojrzeć na to przez pryzmat moich osobistych doświadczeń.

Olśnienia

Czy zdarza Ci się czasami przeżywać nagłe olśnienie ? Żyje sobie człowiek z dnia na dzień, jak gdyby nigdy nic, aż tu nagle przychodzi mu do głowy coś takiego, co zupełnie zmienia jego wyobrażenie o czymś. Tak właśnie daje nam znać o sobie nasza świadomość.

Zupełnie jak w tym dowcipie, gdzie pewien pan skarżył się na częste bóle głowy: "A wszystko, panie doktorze zaczęło się na wczasach. Była tam taka bardzo ładna, młoda dziewczyna, która zwykle patrzyła na mnie jakoś tak dziwnie, jak gdyby czegoś ode mnie chciała, a ja nie wiedziałem za bardzo o co jej chodziło. Siedzieliśmy przy tym samym stoliku, kiedy odzywała się do mnie, zawsze jakoś tak dziwnie na mnie spoglądała i głos jej drżał, jak gdyby była speszona. Nie mogłem zrozumieć co się za tym kryło. Kiedyś poszliśmy razem na dłuższą wycieczkę. Często spoglądała mi w oczy i znowu jej nie mogłem rozszyfrować. Dużo rozmawialiśmy o uczuciach, jakie rządzą ludĄmi, o miłości i takich różnych sprawach, a ona co jakiś czas jak gdyby przytulała się do mnie. Ciągle zadawałem sobie pytanie, czego ona ode mnie chce. Albo innym razem, pamiętam, w domu wczasowym zgasło światło. Pomogłem jej zapalić świeczkę i kiedy znaleĄliśmy się sam na sam w jej pokoju, znowu miałem to dziwne uczucie, że ona czegoś ode mnie chce, ale ciągle nie wiedziałem co. Wczasy dobiegły końca, wróciłem do domu i często przyłapywałem się na tym, że myślę o tamtej dziewczynie. Któregoś dnia, kiedy tak o niej myślałem, zupełnie nagle zdałem sobie sprawę, czego ona ode mnie chciała ... I jak się, panie doktorze, walnąłem w czoło ... to od tej pory mi się zaczęły te bóle głowy".

Przychodzi mi do głowy kilka takich momentów w życiu, chociaż na szczęście nie mam zwyczaju uderzania się przy tej okazji w czoło.

Nowe spojrzenie

Pierwsze olśnienie, jakie pamiętam, pochodzi z wczesnego dzieciństwa. Zawsze, odkąd nauczono mnie myć zęby, wyobrażałem sobie, że to jest taka płaska powierzchnia, po której się jeĄdzi szczoteczką - tak jak to widziałem w lustrze. Pewnego dnia, nagle zdałem sobie sprawę, że tam jest coś więcej, że to co widzę to tylko przód, a z tyłu też coś jest i to na dodatek można tam dotrzeć szczoteczką, wprawdzie strasznie się przy tym krztusząc, ale można przekręcić szczoteczkę i tam wejść! Do tej pory pamiętam wrażenie, jakie to odkrycie na mnie zrobiło, to uczucie, że odkryłem coś nowego o otaczającym mnie świecie.

Potęga umysłu

Następne olśnienie, jakie wyraĄnie pamiętam (ciekawe, że pamiętam nawet miejsce, w którym wtedy stałem), to zrozumienie dzielenia. Dodawanie i odejmowanie nie zrobiły na mnie wrażenia, bo przekładaliśmy te jabłka w rzeczywistości i w wyobraĄni aż do znudzenia. Mnożenie też wydawało się naturalną konsekwencją dodawania - po prostu powielało się dodawanie tych jabłek i już. Z dzieleniem było inaczej i zajęło mi trochę czasu zanim zorientowałem się o co chodzi, ale kiedy dotarło do mojej świadomości, że taką skomplikowaną czynność, jak poszukiwanie liczby, przez którą należy coś pomnożyć, żeby coś innego otrzymać, można po prostu nazwać dzieleniem, nabrałem podziwu dla ludzkiego geniuszu.

To była również chwila, w której poczułem, że fakt, że jestem w stanie to zrozumieć, daje mi jakąś specjalną moc. Przy pierwiastkowaniu i nawet przy liczbach urojonych już żadne takie olśnienia mi się nie trafiły, co nie trudno zrozumieć, bo koncepcja jest właściwie ta sama i sprowadza się do odkrycia faktu, że człowiek jest w stanie definiować różne dziwne rzeczy, których nazwanie i zrozumienie może mu się praktycznie przydać.

Kto ma rację

Następnego olśnienia doznałem w czwartej klasie, w sferach, że się tak wyrażę, socjalnych, chociaż rzecz dotyczyła słońca. Mój ojciec zamiast bajek na dobranoc opowiadał mi różne historie o wszechświecie, gwiazdach, planetach i w ogóle jak to wszystko razem jest zbudowane, czego z wielkim zapałem zawsze słuchałem. Nic dziwnego więc, że fakt, że słońce jest jedną z gwiazd i to nawet nie największą, wydawał mi się tak samo oczywisty, jak to, że ziemia jest okrągła, chociaż na pierwszy rzut oka nie tak łatwo w to uwierzyć i jak wiemy odkrycie tego zajęło naszym przodkom sporo czasu. W każdym razie, bardzo byłem zdziwiony, kiedy któregoś dnia koledzy w szkole wyśmiali mnie, że twierdzę, że słońce jest gwiazdą. Chcąc ich nauczyć moresu, zaproponowałem, żeby sprawa została rozstrzygnięta przez najwyższy autorytet - "panią".

Pani wychowawczyni, zacna, ale nie nadzwyczajnie wykształcona kobieta, wyśmiała mnie również. "Słońce gwiazdą? Słońce to słońce, a gwiazdy to ... gwiazdy. No, jak się tak uprzeć" - dodała po namyśle - "to może o słońcu można by powiedzieć, że jest taką największą gwiazdą". Ambicjonalnie była to bardzo przykra dla mnie lekcja, bo czwartoklasiści na ogół bardzo Ąle znoszą wyśmiewanie, ale jednocześnie była to bardzo dobra lekcja, dzięki której odkryłem, że po pierwsze, autorytety mogą się mylić, a po drugie, że można znać jakąś prawdę o otaczającym nas świecie, której inni jeszcze nie są w stanie zrozumieć. Ta druga część lekcji docierała do mojej świadomości przez dłuższy czas i dopiero po latach nauczyłem się cieszyć tym dziwnym uczuciem pewności siebie, które towarzyszy zrozumieniu czegoś, czego inni nie rozumieją.

Zaufanie do umysłu

Również po latach zrozumiałem z czego wynikała moja niezachwiana wtedy pewność, że to mój ojciec miał rację, a nie nauczycielka. To nie była gra autorytetów, bo "pani" była często większym autorytetem niż rodzice. Moja pewność wynikała przede wszystkim z tego, że model wszechświata przedstawiony przez ojca, był logiczny sam w sobie i przemawiał do mojej wyobraĄni, podczas kiedy druga strona nie oferowała nic więcej ponad kategoryczne stwierdzenia. W takich właśnie chwilach nasz umysł jest poddawany próbie - czy mamy do niego zaufanie jako do narzędzia poznania, czy raczej instynktownie przyjmiemy prawdę oferowaną przez większy autorytet ignorując własny umysł. Ma to olbrzymie znaczenie przy budowaniu poczucia własnej wartości, o czym szerzej będzie mowa w rozdziale 7.

Akceptacja siebie

Jedno z olśnień pamiętam jako bardzo negatywne przeżycie. Miałem wtedy około siedemnastu lat i pewnego dnia stojąc przed lustrem nagle zacząłem zastanawiać się nad faktem, że ciało moje składa się z atomów. Niby wiedziałem o tym od dawna, ale nagle zdałem sobie sprawę, że JA, to nie jest tak po prostu JA, jak myślałem, ale to takie zbiorowisko atomów, kupa materii, która porusza się z miejsca na miejsce, nie wiadomo dlaczego. Coś obrzydliwego! Patrzyłem na to coś w lustrze i zastanawiałem się jak się z tym dogadać. To coś wiedziało co JA myślę i w ogóle sobie ze mnie nic nie robiło, a na dodatek było mną. Brzmi to może komicznie, ale wtedy była to poważna sprawa i przez dłuższy czas nie bardzo wiedziałem jak się pogodzić z tym nowym sposobem patrzenia na siebie.

Same żółwie

Budzenie się świadomości istnienia przybierać może różne kształty u różnych ludzi, a często w ogóle nie następuje. Wielu ludzi nie jest w stanie, a może nie chce wyjść poza pewne granice myślenia.

Stephen Hawking w książce Krótka historia czasu (A Brief History Of Time) przytacza taką anegdotę.

Po wykładzie znanego naukowca na temat układu słonecznego i budowy wszechświata starsza pani z ostatniego rzędu wstała i powiedziała: "Wszystko co nam pan tu powiedział to bzdury. Wiadomo, że Ziemia jest płaska i opiera się na wielkim żółwiu!" Naukowiec uśmiechnął się szeroko i zapytał: "A na czym stoi ten żółw, proszę pani?". "Jest pan bardzo sprytny, młody człowieku" - odpowiedziała pani - "bardzo sprytny, ale tam są żółwie aż do samego dołu!"

Gdzie jesteś?

A co z Twoją świadomością? Czy widzisz, jak się zmienia i doskonali, czy też jest stale na tym samym poziomie? Jakiego typu olśnień doznajesz w życiu? Zrób mały test. WeĄ kartkę papieru i bez specjalnego zastanowienia napisz, jakie pamiętasz przełomowe momenty w życiu, w których zmieniało się Twoje spojrzenie na świat. Staraj się wymienić co najmniej pięć takich sytuacji. Jak się oceniasz - na jakim poziomie świadomości jesteś w tej chwili?

Rozwój osobowości

Czasem zmieniamy się i dojrzewamy nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Poważniejsze zmiany w życiu automatycznie wystawiają nas na nowe próby i pomagają w rozwoju osobowości. W moim przypadku, zmiana kraju zamieszkania, języka, związane z tym przeżycia i problemy na pewno bardzo stymulująco na mnie wpłynęły. Nie umiałbym dokładnie powiedzieć na czym to polegało, ale wiem, że zmienił się mój stosunek do świata. Zabrzmi to zabawnie, ale testem, dzięki któremu to zauważyłem był film "Osiem i pół" Felliniego. Widziałem ten film w Polsce dwa razy. Ludzie zachwycali się, jaki wspaniały, a mnie on się zdecydowanie nie podobał. Uważałem, że wiele scen nie ma najmniejszego sensu, aktorzy się wygłupiają, a film zawdzięcza powodzenie tylko nazwisku reżysera i głównego aktora, Marcello Mastroianiego. Kiedy w Kanadzie, po latach, była okazja zobaczenia tego filmu jeszcze raz, poszedłem - głównie po to, żeby potwierdzić moje przekonania i jeszcze raz sobie powiedzieć "no i co ludzie w tym widzą?" Jakież było moje zaskoczenie, kiedy wyszedłem z kina oczarowany filmem. Nagle te "idiotyczne" sceny miały dla mnie sens i wszystko razem przemawiało do wyobraĄni. Zmiany w naszej świadomości objawiać się czasem mogą w bardzo dziwny sposób.

Filozofia śrubki

Jednym z większych "olśnień", jakich doznałem w Kanadzie, było poznanie filozofii Ayn Rand. Zawsze byłem przekonany, że człowiek funkcjonuje jako część społeczeństwa, jako taka mała śrubka w olbrzymim mechaniĄmie. Prawdą jest przecież, że są miliardy ludzi na świecie i życie jednego człowieka bardzo niewiele znaczy. Są oczywiście wyjątkowi ludzie, którzy potrafią zmienić bieg historii, ale nawet kiedy oni umierają, świat toczy się dalej. Wydaje się więc naturalną konsekwencją faktu, że pojedyńczy człowiek ma tak bardzo ograniczone możliwości, że życie pojedyńczego człowieka powinno być podporządkowane społeczeństwu.

Nie ulegało to najmniejszej wątpliwości w filozofii komunizmu, ale nawet zachodni przywódcy często to podkreślają. Nie kto inny, jak prezydent Stanów Zjednoczonych, John Kennedy do tej pory pamiętany jest z powiedzenia:

Pomyśl - nie, co kraj może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla kraju.

Obecny prezydent, Bill Clinton zaczął swoją prezydenturę od stwierdzeń, że trzeba się będzie teraz zacząć poświęcać dla kraju.

Życie kosztem innych

Przeciwstawianie się takim autorytetom i głoszenie poglądów, że nikt dla nikogo nie musi się poświęcać, wymaga dużej odwagi. Ponieważ żaden człowiek nie powinien żyć kosztem drugiego człowieka, nie powinno być potrzeby poświęcania się. Dobrobyt całego kraju jest niczym innym, jak sumą dobrobytu poszczególnych ludzi. Jeśli prezydent powie: "pracujcie więcej, a ja wam zapewnię taki system prawny, że nikt was za to nie będzie karał i życzę wam, żeby każdy z was był jak najbogatszy, a cały kraj na tym zyska", to każdy z chęcią zabierze się do pracy, bo wie, że im więcej zrobi, tym więcej zarobi i tym więcej będzie miał - on i jego rodacy.

Jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że mu się nie chce pracować - to jego prywatna sprawa - nikt go palcami nie będzie wytykał, ale niech nie liczy, że inni się dla niego będą poświęcać. Jeśli jednak prezydent mówi o poświęcaniu, to zaraz ci leniwi kombinują, jak to "dla wspólnego dobra" ktoś za nich będzie pracował. Na dodatek Clinton-Janosik dodaje, że łupnie po kieszeni tych bogatych, bo to kułaki i burżuje i sprawiedliwość musi być. W ten sposób zniechęca zupełnie do zarabiania, a co za tym idzie, do pracy. Nic dziwnego, że cała nadzieja Północnej Ameryki jest teraz w Europie Wschodniej!

Cnota egoizmu

Ayn Rand należała do awangardy filozofów, którzy spojrzeli na jednostkę inaczej: nie jako małą śrubkę, ale cel sam w sobie. W bardzo prosty i logiczny sposób opisuje to w książce o kontrowersyjnym tytule Cnota egoizmu (The Virtue Of Selfishness). Nie przychodzimy na świat po to, aby poświęcać się dla kogoś. Nasze szczęście jest nie tylko naszym prawem, ale także naszym obowiązkiem. Oczywiście "egoizm" proponowany przez Ayn Rand nie polega na bezmyślnym "ciągnięciu do siebie" ile się da.

Jeśli ja chcę być szczęśliwy, to przede wszystkim, muszę zastanowić się, co mogę zaoferować innym, aby w zamian za to, dostać to, czego chcę. Umiejętność wymieniania się owocami własnej pracy jest jednym z ważniejszych wynalazków człowieka i dzięki temu "egoizm" sprowadza się w gruncie rzeczy do służenia innym ludziom w jak największym zakresie. Im więcej bowiem chcę mieć, zarówno w sferze materialnej, jak i psychicznej, tym więcej muszę dać "do wymiany". Im więcej chcę wymienić, tym więcej muszę umieć i chcieć zrobić.

Takie podejście nie tylko pobudza do pracy, ale również do uczenia się, poznawania i rozumienia. Nie ma tu mowy o żadnych poświęceniach. Bez obłudy mogę powiedzieć, że mój dobrobyt i szczęście jest moim najwyższym celem, jeśli również przyznaję to samo prawo wszystkim innym ludziom.

Nie jest to sprzeczne z żadną religią. Jeśli moim najwyższym celem jest dostanie się do Nieba po śmierci, to tylko ode mnie zależy, jak sobie ułożę życie. Nikt mi tego nie może zabronić, ale też nie powinienem oczekiwać od nikogo, że z tego powodu będzie się dla mnie poświęcał.

Kto Cię namawia do altruizmu

Każdy ma prawo do życia na swój sposób. Nawracanie innych siłą jest już naruszeniem tego prawa, czego dosadnym przykładem mogą być wyprawy krzyżowe, w których rabowanie odbywało się pod hasłem uszczęśliwiania innych. Nie zdajemy sobie często sprawy, jak wiele "wypraw krzyżowych" na małą skalę odbywa się wokół nas. Jeśli chcesz się o tym przekonać, zacznij w gronie znajomych dyskutować filozofię Ayn Rand, a zaraz znajdzie się mnóstwo zagorzałych obrońców altruizmu, którzy powiedzą Ci, jak masz żyć. Mogą się przy tym dobrze zdenerwować.

Trzeba podkreślić, że nikt nikomu nie zabrania zostać Matką Teresą i nieść pokrzepienie i pomoc innym. Wręcz przeciwnie, to bardzo pięknie jest mieć w życiu misję, którą przyjmuje się na siebie dobrowolnie, z przekonaniem o wartości tego co się robi. Jeśli tak widzę swój cel życia na Ziemi i tak widzę realizowanie moich ideałów, mam do tego prawo, ale nikt nie może mi dyktować, że tak właśnie powinienem żyć, jeśli w głębi duszy nie sprawia mi to zadowolenia.

Nadzieja na coś za nic

Wielu ludziom wygodnie jest grać rolę "ofiary" poświęcającej się dla innych. Wynika to z głęboko ukrytej w naszej psychice nadziei, że uda nam się więcej w życiu dostać, niż dajemy. Zewnętrznymi objawami tej tendencji jest nawoływanie do poświęcania się. Im więcej ludzi przekonam do poświęcania się, tym większa dla mnie szansa, że dostanę coś za nic.

Ta nasza skłonność do oczekiwania większego zysku niż wkładu wykorzystywana jest przez niezliczonych oszustów. Wystarczy obiecać olbrzymie zyski za nic i ustawiają się całe kolejki chętnych. Wiele "piramid" finansowych opiera się wyłącznie na tej naszej ułomności. Wraz z nowym systemem wolnej gospodarki, w Polsce i innych krajach Europy Wschodniej, wiele jeszcze afer gospodarczych przed nami. Ostatnio czytałem, że w byłym Związku Radzieckim, pewna firma obiecywała 300% zysku kwartalnie. Pierwsi inwestorzy dostali obiecane pieniądze, co spowodowało lawinę nowych chętnych. Nikt nie pytał "za co dostaję takie pieniądze" i oczywiście okazało się, że pewnego dnia wszelki ślad po firmie i pieniądzach zaginął.

Takie afery mogą się zdarzać tylko dlatego, że w głębi duszy, nie zastanawiamy się "a jaki jest mój wkład pracy?" albo "w zamian za jaką usługę oczekuję zarobku?". Dlatego ciągle tyle jeszcze na świecie gwałtu, zbrodni i niesprawiedliwości. Uświadomienie sobie tej naszej skłonności do oczekiwania więcej w zamian za mniej, jest niezbędnym krokiem do zmienienia czegokolwiek.

Nie bądź śrubką

Nie wahaj się przed otwartym przyznaniem faktu, że jesteś tutaj na Ziemi nie po to, żeby spełniać czyjekolwiek oczekiwania i nie oczekuj, że ktoś powinien coś robić dla Ciebie. Ty jesteś w pełni panem swojego losu i Twoje życie należy do Ciebie. Od Ciebie tylko zależy co z nim zrobisz, a prawdę mówiąc, nie ma tego życia tak wiele.

Tylko Ty możesz powiedzieć "JA" o sobie. Stąd tytuł tej książki. Cały świat, w którym żyjesz istnieje w Tobie i w Twojej świadomości. Spójrz w lustro, jeśli masz je pod ręką, a jeśli nie, to zrób to jeszcze dziś. Spójrz na tę twarz w lustrze i powiedz: "To JA, mój najlepszy przyjaciel i najważniejsza osoba w moim życiu". Pamiętaj, że jeśli chcesz do czegokolwiek dojść, musisz być w zgodzie z tym w lustrze. Popatrz na niego z sympatią i zapytaj: "Przyjacielu, powiedz jak mogę Twoje życie uczynić bogatsze, pełniejsze i szczęśliwsze?"

Spis treści